Wiesz, co to ból, opuchlizna, ograniczenie zakresu ruchu, rwa kulszowa, łokieć tenisisty i te wszystkie inne przypadłości? Już to miałeś, więc wiesz? A możesz pomyśleć o tym w inny sposób?
Spróbuj tak: To jest zachowanie Twojego organizmu. Zachowanie wynikające z tego, że coś działa na niego tak mocno lub już tak długo, że wytrąca go z równowagi. Ciebie też niektóre sprawy potrafią – że tak delikatnie powiem – zdenerwować, prawda? Dlaczego więc Twój organizm miałby ze stoickim spokojem nie reagować na te wszystke głupoty, którymi go raczysz? Jego też może szlag trafić, może wziąć go cholera, piana na pysku może mu się pokazać, albo… Au! Shit! Ale mnie coś strzyknęło… Normalnie weszło mi coś i…
Nie możesz się ruszać? Trzeba się było zachowywać. Wszystko było by w porządku.
Niejednokrotnie mówię moim klientom, kiedy już mamy rozwiązany problem, że dobrze jest wstąpić do mnie raz na jakiś czas, nawet jeśli nic nie dokucza, bo nawet podczas zwykłego, relaksującego masażu mogę dostrzec pojawiający się problem na długo, zanim objawi się bólem. I powiem Ci, że gdyby Ci się tylko chciało, sam byś zauważył symptomy zbliżających się kłopotów. Sygnały informujące o wytrącaniu organizmu ze stanu równowagi, zwanego homeostazą, wysyłane są z każdego zakątka ciała do mózgu dosłownie bez przerwy. Tyle, że nie mają szansy się przebić przez natłok innych myśli i danych: o pracy, zakupach, sprawach do zrobienia, o kłótni z partnerem, przez wspomnienia i plany… A już absolutne mistrzostwo w zagłuszaniu tego, co jest naprawdę istotne należy do telewizora i komórki. Przecież tam mamy prawdziwy zap(…)!
Czy to nie jest absurd, że niepokoi Cię zgrzytanie w samochodzie, którym jeździsz, iskrzenie i swądek spalenizny w instalacji domowej, a w relacji z organizmem, w którym mieszkasz (a nie możesz się po prostu przeprowadzić do innego, jak już ten zrujnujesz) masz klapki na oczach i stopery w uszach..? Czymkolwiek jest zajęty Twój mózg, zatrzymaj się czasem, posłuchaj, poobserwuj. Zanim będzie za późno. A wierz mi, że może być. Mam ostatnio trzech klientów, którzy sami siebie doprowadzili, w myśl zasady „milion godzin – milion euro”, do takiego zniszczenia kręgosłupa szyjnego, że są na skraju kalectwa. Przypuszczam, że już niedługo za jednego z nich, pewną panią, młodą osobę zresztą, będzie oddychać respirator. Czy nie docierały do niej sygnały, że coś się dzieje bardzo źle? Ależ oczywiście, w pewnym momencie już nie mogła ich nie zauważyć. Ale… Od czego mamy wyparcie?
No dobra, sprawa nie jest prosta dla kogoś, kto się nad tym wcześniej nie zastanawiał, więc Ci ułatwię. Ostatnio popularne są rozmaite testy, w których człowiek przyznaje sobie punkty w rozmaitych kwestiach. Aby więc poćwiczyć zmysł obserwacji, zastanów się, ile punktów przyznałbyś sobie za dbanie o swój organizm ( 10 znaczy, że robisz to świetnie, a 1 punkt, że jesteś po prostu do bani) w następujących aspektach:
- odżywianie
- aktywność fizyczna
- zarządzanie stresem
- sen i regeneracja
- rytm dobowy
Nie chodzi tu o sumowanie punktów, a potem wróżenie z fusów herbaty, ale o uzmysłowienie samemu sobie istnienia i wagi tych aspektów oraz potrzeby dbania o nie. To właśnie w Twoim zachowaniu się w powyższych kwestiach tkwi źródło fizycznych problemów. Nie w tym, że coś podniosłeś, że krzywo spałeś, czy że Cię przewiało. Pewnie, nie da się zmienić wszystkiego naraz, więc na początek powiedz sobie szczerze, w którym punkcie najbardziej dajesz dupy, a potem tę dupę rusz i się popraw. Twoja anatomia i fizjologia, Twój organizm jest odbiciem Twojej osobistej, niepowtarzalnej historii. Sam siebie możesz – choćby i w najlepszej wierze – oszukiwać, ale wiedz, że z Twoim ciałem ta sztuczka Ci się nie uda. Prędzej, czy później to Cię zaboli. Dobra wiadomość jest taka, że jest to droga dwukierunkowa. Jeśli się choć trochę postarasz, stworzysz dla samego siebie, w ciele, w którym mieszkasz, odrobinę luksusu. Albo nawet królewski apartament. Wszystko to jest kwestią wyboru. Z tą informacją Cię zostawiam. Przymknij oczy, otwórz głowę, poczuj, co tam się dzieje…